Według magazynu „Time” najlepszymi wynalazkami 2010 roku były m.in.: iPad, Kickstarter, autonomiczny samochód Google’a, łódź zbudowana z plastikowych butelek, inkubator NeoNurture, pierwsza syntetyczna komórka, podwodny latawiec generujący energię, robot, który uczy angielskiego, materiał Sugru przypominający glinę. Z dzisiejszego punktu widzenia bez wątpienia zabrakło tam Instagrama. Uruchomiony został w październiku 2010 roku, a dwa miesiące później miał już 2 miliony użytkowników. Na koniec 2017 roku zarejestrowanych ich było 800 milionów, w sumie umieszczono ponad 40 miliardów postów. Ponad połowa użytkowników jest pomiędzy 18. a 29. rokiem życia, zaś jedna trzecia między 30. a 49. Najpopularniejszymi hashtagami są: #Love, #Instagood, #Me, #Cute i #Follow.
#NanGoldin
Nie jestem odpowiedzialna za media społecznościowe, prawda? Powiedz mi, że nie jestem. To nie może być prawda. Ale jeśli tak, to czuję się okropnie. Nan Goldin
Joey, blondynka w czarnej bieliźnie, z pończochami. Andreas, brunet z dużym owłosieniem w białych slipach. Leżą razem na łóżku w hotelu w Berlinie. Czule się obejmują, ich ciała są jeszcze zrelaksowane, chociaż wyczuwamy narastające napięcie. Kolory toną w żółto-pomarańczowych odcieniach. Zdjęcie jest z 1992 roku. Odbitka Cibachrome o wymiarach 61 × 50,8 cm jest do kupienia za 12 500 dolarów.
13 grudnia 2017 roku Nan Goldin wrzuciła to zdjęcie jako pierwsze na dopiero co odpalonego swojego Instagrama. Nie ma żadnego hashtagu. Chociaż z łatwością można by wpisać: #love #intimacy #lovers #yellow. Co ciekawe, do tej pory nie korzysta z hashtagów, jakby chciała nam przypomnieć, że wystarczą zdjęcia i nie potrzebujemy słów kluczy, narzucających interpretacje i emocje. Ale może jednak oznacza to, że słynna fotografka nie do końca rozumie, jak działa Instagram i dlaczego tak ważne są odpowiednio dobrane hashtagi?
Fotografia Joey i Andreasa pochodzi z serii The Ballad of Sexual Dependency, którą artystka rozpoczęła w latach 80. W sumie to ponad siedemset zdjęć z jej życia. Zanim pokazała je szerzej światu, organizowała pokazy dla znajomych, podczas których na ręcznym rzutniku wyświetlała slajdy i puszczała muzykę, by wprowadzić w odpowiedni nastrój. „The Ballad of Sexual Dependency” to mój dziennik, który udostępniam ludziom do czytania. Dziennik jest dla mnie formą kontroli nad swoim życiem. Pozwala mi na obsesyjne rejestrowanie każdego szczegółu. Umożliwia mi pamiętanie.
Fragment tekstu, który ukazał się w magazynie „BIURO” nr 17/2018.
tekst: Beata Bartecka