Jak uczyć o projektowaniu?
Tomek Kędzierski: Ważny jest sam odbiorca, czyli kogo tak naprawdę uczymy. W przypadku Kopublikacji są to osoby o bardzo różnej historii: i dziewczyna po mechatronice, i chłopak po pracowni szkła na wrocławskiej ASP. Jak dostarczyć zwarty program tak niejednorodnej grupie odbiorców? Tak naprawdę należy wrócić do jakiegoś momentu przedszkola, czyli czystej zabawy. Zobaczyć, jak wyglądają ich podstawy, wyczuć daną osobę, a następnie zacząć z nią rozmawiać i pracować. Pokazać, jak można stosować kompozycję i się nią bawić, jak kolor wpływa na formę, jak narzędzie w postaci ołówka potrafi stworzyć pomysł.
Technika wymusza myślenie estetyczne.
Dokładnie. Na pewno powinna pojawić się kartka i ołówek, by popracować ręcznie nad kompozycją zadania. W pracy projektowej sam kształt formy jest wymuszony poniekąd przez treść. Jednocześnie trzeba mieć cały czas w głowie wymogi techniczne, jak chociażby konieczność zmieszczenia się w formacie A4 czy określonej liczbie stron. Wymogi te utrudniają, ale jednocześnie kształtują formę. Na początku jest szkic i on sugeruje, w co można pójść, jak wykorzystać wytyczne. Myszką można klikać w nieskończoność.
To naturalne, że ty jako niedoszły malarz wychodzisz od szkicu.
W malarstwie mamy do czynienia z materią, ale też z konceptualną pracą. W przypadku projektowania graficznego praca konceptualna jest najbardziej istotna. Tworzymy zawsze dwie opowieści: o tekście i o obrazie. Jak te dwie rzeczy stykają się na jednej powierzchni? Oczywiście mogą pojawić się tysiące różnych perspektyw, a ilość możliwości jest ograniczona jedynie naszym umysłem. Jednocześnie chodzi o to, by to było całościowe i funkcjonalne.
Czemu postanowiłeś zająć się projektowaniem?
Kolega mi kiedyś powiedział, cytując Leibniza: to, czym będziesz się zajmował w życiu, jaką pracę będziesz wykonywał i w co się zaangażujesz, to jest jedno z najważniejszych pytań w życiu i decyduje o tym przypadek. Byłem na wymianie Erasmus w Hiszpanii, gdzie zacząłem kolekcjonować przypadkowe rzeczy, jak chociażby książeczka czekowa z lat 80., która była bardzo piękna graficznie. Wtedy uświadomiłem sobie to mieszanie tematów w projektowaniu. I to mnie zafascynowało. W jednym momencie możesz zajmować się broszurą na temat radzenia sobie ze śmiercią bliskich, w następnym opracowaniem klasyki rosyjskiej literatury. Ogólnie rzecz biorąc, studia to był czas rozwijania ciekawości. Zaś największą szkołą była praca zawodowa pod koniec studiów. Ówczesne projekty bywały okropne, ale stały się pretekstem do nauczenia się technik i programów. Można wymyśleć wszystko, ale jak się zna określone zagadnienia, to praca jest przyjemniejsza i można sobie pozwolić na większą zabawę.
Jednym z aspektów, które mnie bardzo interesuje w tej serii wywiadów dla Kopublikacji, to jak sobie poradzić z tym całym natłokiem kultury wizualnej.
To szeroki temat. Z jednej strony jesteśmy w epoce informacji, ale poniekąd sprowadza się to do tego, że jesteśmy bardziej płascy, jednobiegunowi. Pokolenie Behance’a, kiedy grafik sobie podpatrzy i skopiuje. Widać to na przykładzie określonych mód, które przychodzą i odchodzą, i jak rozwiązania są powielane na zasadzie kopiuj–wklej. Ogólnie nie ma nic złego w inspiracji innymi. Co innego kopiowanie jakiegoś rozwiązania raz, drugi, trzeci, a co innego ciągłe powielanie cudzych pomysłów nie dodając nic od siebie. A przecież można skopiować, a potem kopnąć i wtedy powstaje jakiś przypadek, który zaakceptujemy. Chyba Picasso powiedział, że nawet lew składa się ze strawionej antylopy. Skopiował, ale potem powstała nowa jakość. Fajnie jest podpatrywać, ale trzeba znać w tym wszystkim umiar. Jak tygodniami obserwuje się i zachwala projekty innych, to gdzie jest potem miejsce na nas?
Co byś doradził młodym projektantach przy rozmowach z klientami? Często klient potrzebuje jedynie kogoś do zrealizowania, często skopiowania, już istniejących pomysłów.
Najważniejsze jest używanie słowa „nie”. Potrafić powiedzieć „nie”: nie – bo technologia na to nie pozwala; nie – ponieważ wycena na to nie pozwala; nie – bo czas na to nie pozwala. Mając pierwsze zlecenia, ma się wrażenie, że złapało się boga za nogi, ale potem widzisz, że takich projektów będą tysiące. Chodzi o to, by nie łamać sobie kręgosłupa. Znam osoby, które dawno temu skończyły Akademię, a do dzisiaj nie nauczyły się stawiać granic. Widzę, ile ich to kosztuje. Tysiące razy możemy panikować bądź po prostu możemy być profesjonalistami.
Wywiad jest częścią wystawy Kopublikacja. Wystawa nie tylko o książce w galerii Dizajn BWA Wrocław. Kopublikacja to wielomiesięczny cykl warsztatów dla projektantów i ilustratorów, którzy pracowali na przygotowaniem antologii opowiadań wybranych przez organizatorów Międzynarodowego Festiwalu Opowiadania.
rozmowa: Beata Bartecka