Bierzesz udział w wystawie Skóra we Francji, zgodziłaś się również porozmawiać ze mną na ten temat. Dlaczego temat skóra jest dla ciebie interesujący?
Marta Gniewkowska: Traktuję skórę bardzo osobiście i także terapeutycznie. Chcę być zawsze piękna, młoda i mieć całe życie przed sobą. A jestem pewnie gdzieś w połówce, bo w mojej rodzinie wszyscy umierają około osiemdziesiątki. Nie mam jeszcze czterdziestki. Wydaje mi się, że powinnam być w innym miejscu niż jestem. I ta skóra nie tylko kojarzy mi się z fizycznością, ale też z psychiką, ze wszystkim, co mnie otacza. Z upływającym czasem i z tym moim „byciem tu, gdzie nie chciałabym być”. Kojarzy mi się z jakimiś tęsknotami. I to dotyczy też, do czego ostatnio doszłam, próżności. Niestety.
W jakim sensie?
Mimo tego, że nie czuję się dobrze we własnej skórze, jestem dla siebie bardzo ważna. Z jednej strony umniejszam wszystko, co mnie dotyczy, a z drugiej strony jestem bardzo wyjątkowa.
Dlaczego wyjątkowa? Na zdjęciach owszem – przedstawiasz siebie, ale także i inne kobiety, które zestawiasz ze zdjęciami rzeczywistości, różnymi powierzchniami i przestrzeniami.
Ale wszystko odnoszę do siebie. Każdą z tych rzeczy. Nawet jak fotografuję inne kobiety, to trochę patrzę na nie przez pryzmat siebie. Nie fotografuję Kasi i Krysi, patrząc na Kasię i Krysię, tylko kiedy je fotografuję, to patrzę na siebie. I fotografuję te części ciała, których najczęściej w sobie nie lubię. To chyba trochę widać w tych zdjęciach.
Obie mamy taką manię skupiania się na pewnych fragmentach swojego ciała i porównywania ich z innymi kobietami. Ja mam nogi, ty masz cycki. Czy masz taką manię, że jak kogoś fotografujesz, to od razu myślisz o piersiach tej osoby?
Tak. Mało tego. Chodziłam po pracy i prosiłam dziewczyny, by pokazywały mi swoje cycki. Aż dochodziło do pewnych absurdów [śmiech]. Jedna się zgodziła.
Na zdjęciach przedmiotów czy ścian jest dużo pęknięć, zabrudzeń, skażeń, które rzecz jasna powodują, że zdjęcie jest interesujące. I nie chodzi oczywiście tylko o kwestie estetyczne czy fotograficzne.
No nie. Te ściany też są w domach, które są mi bliskie. Tak się zastanawiam, na ile dotyczą mojego życia, bo kocham tę osobę, u której fotografuję te ściany – to jest siostra mojej babci.Widzę wtedy ciągłość – że ona, ja, moja mama. Więc pstrykam, bo jestem emocjonalnie związana z tymi ścianami. Ale też po prostu mnie interesują takie powierzchnie. Nigdy nie interesuje mnie gładkość, takie piękno oczywiste.
Powiedziałaś mi, że nawet jeśli masz poczucie, że jesteś niedoskonała, to sama doskonałość jest dla ciebie nieinteresująca.
Tak. Ale jednocześnie chciałabym być doskonała.
Wiem też, że ostatnio mocno zainteresowałaś się zdjęciami, filmami erotycznymi i pornograficznymi.
Nigdy wcześniej nie widziałam filmu erotycznego ani pornograficznego. Ostatnio trzy dni spędziłam – odnośnie tej wystawy, kiedy zaczęłam robić sobie zdjęcia – trzy bite dni spędziłam na takich stronach. W pierwszej chwili myślałam, że te ciała są takie świetne i cycki sterczące są super, dopóki nie spojrzałam na nie drugi raz. Na drugi dzień była maskara. Po trzech dniach myślałam, że się zrzygam. Nuda, nuda, nuda. Nic fajnego. Inna sprawa, że to też zasługa oświetlenia, Photoshopa i tych wszystkich zabiegów, by upiększyć te ciała. Zrobiłam sobie zdjęcie nago na białym tle i zestawiłam to ze zdjęciami z tych stron. Jak nabrałam dystansu, czyli po paru dniach od zrobienia sobie zdjęcia, to pomyślałam, że te moje kompleksy są tak naprawdę gówno warte. Że ja wcale nie wyglądam źle. Ale też nie myślałam, że oto na tych zdjęciach jestem ja.
Czułaś się lepiej? Miałaś poczucie, że jesteś piękną kobietą?
Nie. To tak jakbym była w innym ciele. Zupełnie zdystansowałam się do tego zdjęcia. Nie patrzyłam jakby to moje ciało było na tym zdjęciu.
Na wystawie jest fotografia pewnej nagiej kobiety za szybą prysznicową.
Ta dziewczyna ma straszne kompleksy. A ja uwielbiam jej ciało i tłumaczę jej, że nie powinna mieć. Mówię jej, że jest bardzo kobieca i ma piękne ciało. Ona nie jest młoda. Uważam, że ma jędrną skórę, a nawet jeżeli są tam jakieś niedoskonałości, to one są dla mnie piękne.
Czy ona słysząc to zmienia swoje nastawienie do swojego ciała?
Nie, absolutnie.
Jak czują się kobiety, które są przez ciebie fotografowane? Nie są to zdjęcia piękne w oczywistym sensie.
Są zażenowane.
Rozmawiasz z nimi? Próbujesz trochę wydobyć je z tego poczucia?
Tak, staram się. Ale chyba w każdej z nas jest tyle kompleksów, że stojąc nago przed kimś jest trudno, a zwłaszcza najtrudniej jest przed drugą kobietą.
Czy twoje modelki wracają do tych zdjęć?
Najczęściej nie chcą drugi raz ich widzieć. Rozmawiam z nimi. Nie fotografuję jednak obcych osób, tylko te, z którymi mam dobry kontakt.
Nie fotografujesz też mężczyzn.
Próbowałam. Kobiety są dla mnie bardziej interesujące.
Nie chcesz skonfrontować swojej kobiecości z ciałem męskim?
Nie wiem, czy jestem na to gotowa. I nie wiem, jak to się dzieje, że idealizuję ciało męskie, chociaż wcale mi się nie podoba. Nie podoba mi się, kiedy jest nagie. Uważam, że dziewczyna jest o wiele bardziej interesująca i ładniejsza. Nie ma znaczenia wiek. Chyba. Chociaż nie wyobrażam sobie, skoro teraz siebie nie akceptuję, że będę się akceptowała za lat trzydzieści.
Od paru lat fotografujesz bardziej świadomie. Jak to się zaczęło?
Wylądowałam na kursie w Ośrodku Postaw Twórczych, by bardziej świadomie robić zdjęcia. By oglądać swoje zdjęcia, nawet takie byle jakie, i wiedzieć dlaczego jest byle jakie. Chciałam mieć konkretną wiedzę. Chciałam też mieć zajęcie.
Od razu skierowałaś aparat na siebie?
Nie. Próbowałam różnych rzeczy. Te zdjęcia nie były „moje”. Potem zaczęłam sobie robić zdjęcia, wydawało się to łatwe, jakoś tam się znam, łatwo mi się namówić. Myślałam, że na każdym zdjęciu będę piękna. Okazało się, że niekoniecznie. Bardziej fotografuję swoje wady niż zalety.
Na wystawie pokazujesz zdjęcia i odsłaniasz siebie. Zapraszasz ludzi do zapoznania się ze swoją historią.
I nigdy z tymi ludźmi więcej się nie spotkam. Zerwę wszystkie kontakty i będę siedziała w domu [śmiech]. Jeśli moi znajomi zobaczyliby wystawę, to boję się, czy by ją zrozumieli. To mnie najbardziej przeraża, że patrząc na nie, myśleliby o mnie, a nie o zdjęciach. I że wiedzieliby, co mnie boli, wiedzieliby, w którym miejscu mogą mnie dotknąć, chociaż wcale nie mieliby zamiaru mnie skrzywdzić czy sprawić przykrość. Jakiś potem niewygodny komentarz. Zobaczyliby mnie nagą, ale nie w sensie, że zobaczyliby moje ciało, ale boję się, że zobaczyliby też moją duszę. Ten wywiad jest dla mnie bardzo trudny. Nigdy o sobie nie mówię rzeczy, które mnie bezpośrednio dotykają. Muszą przebrzmieć, wtedy mogę o nich mówić z nonszalancją. O swoich problemach i kompleksach nie opowiadam.
Ale robisz o tym zdjęcia.
Czyli jednak opowiadam [śmiech].
Czy te zdjęcia nie mówią jednak znacznie więcej niż słowa, które mogłabyś wypowiedzieć?
Właśnie boję się, że powiedzą. Wychodzę do ludzi z fotografią, ale to medium wydaje mi się dość bezpieczne. Nabieram dystansu do tego, co sfotografowałam.
Czy czujesz zmianę, odkąd zaczęłaś fotografować? Zmianę tego, jak siebie doświadczasz i postrzegasz?
Tak, mogę sobie racjonalizować i trochę zmierzyć się ze swoim samopoczuciem. Czyli teoretycznie mam tego świadomość, że to wszystko tak naprawdę dzieje się w moim umyśle, że to wcale nie musi tak wyglądać. Że to jest wina mojego nastawienia i mojej złej woli do bycia szczęśliwą. Nie wiem, czy byłabym szczęśliwa, gdybym była szczęśliwa. Myślę, że nie, że byłby jakiś dysonans. I dzięki fotografii chyba tego się dowiaduję o sobie. Przedtem myślałam, że po prostu jestem nieszczęśliwa, a teraz myślę, że jestem nieszczęśliwa z wyboru.
Czy te zdjęcia mogą dać ludziom coś więcej niż twoją historię?
Myślę, że tak. Że to jest problem bardzo wielu ludzi, problem właściwie nas wszystkich, a na pewno kobiet. Taki problem niezadowolenia, braku akceptacji, kompleksów, poczucia braku.
Miałaś taką teorię, że wszyscy ludzie są nieszczęśliwi.
Miałam i, cholera, muszę weryfikować ją na bieżąco. I bardzo mi się to nie podoba [śmiech]. Staram się mimo wszystko myśleć, że to jednak ja mam rację. Że to nie jest zdrowe, jak ktoś jest szczęśliwy, to jakaś konfabulacja.
Patrzę na twoje zdjęcie z dzieciństwa. Jest lato, kucasz na trawie, obok siedzi pies, patrzysz w obiektyw. Byłaś wtedy szczęśliwa?
Tak, mam takie poczucie. Jak patrzę w przeszłość, to nie myślę, że miałam wspaniałe dzieciństwo, dojrzewanie i tak dalej, raczej myślę, że nie byłam za szczęśliwa. Jak patrzę na niektóre zdjęcia, wydaje mi się, że to były wspaniałe momenty. Chociaż i tak potrafię zepsuć te obrazy szczęścia, bo pamiętam jakieś wydarzenia z tamtego czasu, które nie były szczęśliwe czy dobre. Na przykład chwilę po tym, jak było zrobione to zdjęcie, miałam wypadek i wylądowałam w szpitalu. Ale pamiętam, że byłam szczęśliwa. Wyglądam niewinnie. I miałam tyle możliwości. Byłam w dobrym miejscu i w dobrym czasie.
Jak patrzysz na swoje zdjęcia, kiedy dorastałaś i stawałaś się kobietą, masz poczucie, że byłaś piękna i miałaś fajne ciało?
Patrzę na twarz. Nie myślę o ciele.
A teraz wszystko odnosisz do ciała.
Ta cielesność i skóra stała się dla mnie bardzo ważna. Obsesyjna wręcz.
Twoja skóra czy też skóra i ciało innych osób stały się takim ekranem, na którym ujawniają się te wszystkie twoje kompleksy, złe rzeczy.
Jakby były zapisem tych nieudanych lat?
Nie wiem, tak traktujesz to wszystko.
Chyba tak. Drogą trochę taką bez sensu. Przez manowce i na manowce. W jednym aspekcie nie czuję zmarnowanej ani jednej chwili i nie cofnęłabym czasu. To jest wszystko, co jest związane z moim synem. I tylko w tej materii czuję się dobrze. I może właśnie dlatego w ogóle go nie fotografuję.
Bo w pewnym sensie nie ma tam niczego interesującego.
Tak, bo jest idealnie.
Kiedy patrzysz na zdjęcia przeszłości, widzisz pewne sytuacje i masz poczucie, że byłaś szczęśliwa. Za kilka lat spojrzysz na obecne zdjęcia i co może się zdarzyć, co sobie pomyślisz?
Że musiało mnie nieźle popieprzyć. Że ciężko będzie przyznać się do tego, że musiałam być walnięta i mieć tyle kompleksów, a tyle rzeczy było przede mną i byłam taka szczęśliwa.
Marta Gniewkowska (ur. 1976) – fotografka. Autorka książki fotograficznej 16:12. Jej pracy były pokazane we Wrocławiu, Barcelonie oraz ostatnio we Francji na wystawie Skóra / Skin w ramach BWA Wrocław w Lille. Współpracuje z internetową galerią halogencki.com. Ma osiemnastoletniego syna.
Tekst ukazał się w magazynie „BIURO” nr 07 (2/2013), organ prasowy BWA Wrocław, do poczytania na www.issuu.com.
rozmowa: Beata Bartecka, foto: Marta Gniewkowska